O dobrą pamięć Żołnierzy Wyklętych
- Fundacja
- 43603
„[..] jak trudno ustalić imiona wszystkich tych którzy zginęli w walce z władzą nieludzką [...] a przecież w tych sprawach konieczna jest akuratność nie wolno się pomylić nawet o jednego [...] jesteśmy mimo wszystko stróżami naszych braci [...] musimy zatem wiedzieć policzyć dokładnie zawołać po imieniu [..]”
Przywołane frazy znakomitego wiersza Zbigniewa Herberta zatytułowanego Pan Cogito o potrzebie ścisłości wyjaśniają w sposób pełny koncept wznoszonych przez Fundację pomników. Na każdym z nich znajdziecie Państwo zawołanych po imieniu, nazwisku lub pseudonimie - na ile pozwalała nam wiedza jaką dysponowaliśmy wznosząc kolejne pomniki - poległych na danym terenie czy w danym miejscu - w walce z komunizmem - władzą nieludzką spod znaku parcianej estetyki sierpa i młota. Czasami jednak mogliśmy tylko dłutem Marka Szczepanika (artysty rzeźbiarza z Radomia, absolwenta Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, autora wszystkich pomników wzniesionych przez Fundację) wyryć na pomniku pseudonim i NN - a przy tych literach datę wyznaczającą kres życia bezimiennego obrońcy wolności. We wszystkich takich miejscach przegraliśmy z upływem czasu i przepastnymi piwnicami wielkich gmachów komunistycznej tajnej policji, w których na długie dziesiątki lat została uwięziona dokumentacja polskiego zrywu antykomunistycznego z okresu pierwszych lat po II wojnie światowej. Dotychczas na naszych pomnikach uwiecznionych zostało blisko tysiąc polskich patriotów, którzy padli w walce z komunistami w obronie wolności. Każdy z tych pomników jest dla nas jednakowo ważny, jednakowo cenny. Za każdym z nich stoi historia wysiłków o to, abyśmy mogli go wznieść - ku pamięci ludzi uznawanych przez nas za narodowych bohaterów. Prawie za każdym przeprowadzonym przez nas działaniem kryje się historia zabiegów o przełamanie czyichś oporów czy lęków przed takim upamiętnieniem. Ale, co oczywiste, każdy z nich to przede wszystkim materializacja dobrej pamięci o obrońcach wolności. I oręż w walce o prawdę dla ludzi sprawiedliwych, potrafiących dostrzec i docenić wielkość czyichś wyborów. I co zdecydowanie najważniejsze, z każdym z pomników wzniesionych przez Fundację związane są trudne, ale serdeczne łzy wzruszenia rodzin, które doczekały widocznego znaku pamięci wspólnoty o ich bliskich. Każdy z nas - członków środowiska wypełniającego treścią cele przyjęte przez Fundację „Pamiętamy” - dobrze pamięta łzy rodzonej siostry Aleksandra Młyńskiego „Drągala” czy wzruszenie rodzonego brata Tadeusza Zielińskiego „Igły” podczas ceremonii odsłonięcia w Radomiu, w czerwcu 2001 roku, pomnika poświęconego poległym i pomordowanym żołnierzom zgrupowania Franciszka Jaskulskiego „Zagończyka”. W naszej pamięci pozostaną na zawsze także słowa wypowiedziane w Siedlcach, we wrześniu 2001 roku, podczas uroczystości odsłonięcia pomnika poświęconego poległym żołnierzom odtworzonych na Podlasiu 5 i 6 Wileńskiej Brygady AK, przez rodzoną siostrę Władysława Łukasiuka „Młota”, Panią Marię Sobolewską, która drżącym ze wzruszenia głosem dziękowała za pomnik, przy którym wreszcie będzie miała gdzie się pomodlić za swojego brata. Spotkania z rodzinami poległych, możliwość dania im, w imieniu wszystkich szanujących ofiarę ich bliskich, chwili satysfakcji, namiastki zadośćuczynienia, to największe skarby zebrane przez nas podczas całej dotychczasowej działalności Fundacji „Pamiętamy”. Wymieńmy choć niektórych, dotkniętych rodzinnie, przez męstwo najbliższych, historią ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH, których mieliśmy zaszczyt poznać: bliskich Władysława Łukasiuka „Młota”, z synem Andrzejem, z którymi połączyły nas więzy przyjaźni, rodzinę Józefa Kurasia „Ognia”, z synem Zbigniewem - naszych serdecznych druhów z Nowego Targu i Waksmundu, gościnną rodzinę Mariana Borychowskiego, bliskich Eugeniusza Welfla „Orzełka”, córkę Józefa Oksiuty „Pomidora”, rodzinę Józefa Małczuka „Brzaska”, rodziny innych żołnierzy „Młota” i „Huzara”, krewnych Antoniego Wąsowicza „Rocha”, którzy na zakopiańską uroczystość odsłonięcia pomnika Ognia i jego żołnierzy przyjechali z dalekiego Szczecina, Mariana Pawełczaka „Morwę”, którego dwaj bracia- towarzysze broni- zginęli walcząc w szeregach zgrupowania komendanta „Zapory”, brata Wiktora Kuchcewicza „Wiktora” - legendy niepodległościowej partyzantki na Lubelszczyźnie. Wspomnimy naszych przyjaciół z Mazowsza - rodzinę bohaterów Ziemi Kurpiowskiej - braci Jana i Franciszka Kmiołków z Rząśnika, dzieci Antoniego Chojeckiego „Ślepowrona”, dowódcy batalionu NSZ-NZW, którego nazwisko figuruje na pomniku w Ostrołęce, Panią Dorotę Cywińską, z którą wędrowaliśmy po partyzanckich szlakach Puszczy Białej. Niezliczoną ilość razy podczas podróży „za historią” walczących na Podlasiu Brygad Wileńskich byliśmy ciężarem dla szlachetnej rodziny Kiersnowskich z Kiersnowa. Jej niezwykłą gościnność i oddanie dla sprawy uwiecznienia walki podkomendnych majora „Łupaszki” na pewno zapamiętamy na zawsze, podobnie jak gościnę w Miodusach, u Państwa Krzyżanowskich. W wielu innych domach również znaleźliśmy życzliwe przyjęcie i zrozumienie dla naszych działań, które pozornie mogłyby wydawać się tak oderwane od problemów chwili obecnej. Serdecznie za nie dziękujemy...
To wspomnienie ludzi, którzy rozumieją sens naszych działań - nie byłoby pełne, gdybyśmy pominęli osoby duchowne. Mamy tu na myśli przede wszystkim Księdza Biskupa Antoniego Dydycza z Drohiczyna - prawdziwego Pasterza Ludu Podlaskiego, który wielokrotnie głoszonym przez siebie mądrym słowem pogłębiał przygotowywane przez Fundację uroczystości patriotyczno-religijne. Nigdy nie zapomnimy pomocy okazanej przez przewielebnego księdza Andrzeja Krupę z konkatedry w Sokołowie Podlaskim, życzliwości księdza Antoniego Gaładyka z Czaj, mądrości ks. Jarosława Hrynaszkiewicza z Broku - syna grodzieńskiego akowca - którego poznaliśmy jeszcze w czasach, gdy posługiwał na trudnym posterunku na Białorusi, czy zrozumienia ze strony księdza Marka Wróbla spod Łochowa. Cóż więcej możemy powiedzieć poza serdecznym - Bóg zapłać...
Słowa serdecznej podzięki należą się ministrowi Andrzejowi Przewoźnikowi kierującemu pracami Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, który w znaczący sposób dopomagał Fundacji w realizacji najważniejszych upamiętnień. Jego stosunek do obszaru narodowej pamięci, którym zajmuje się Fundacja może być wzorem standardów w tej kwestii dla wszystkich kierujących instytucjami wolnej Rzeczypospolitej.
- Fundacja
- 26502
A P E L
Nie obchodzą nas partie lub te, czy owe programy. My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski - polskiej. [...] Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny, czy na gruzach kochanej stolicy - Warszawy - z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię.
Z ulotki 6. Wileńskiej Brygady AK kpt. Władysława Łukasiuka „Młota” Podlasie, 1946 r.
9 maja 2011 r. zapalmy znicze i lampki w miejscach upamiętniających naszych rodaków poległych i pomordowanych w walce o wolność z siłami reżimu komunistycznego, w tym żołnierzami Armii Czerwonej.
Przed nami kolejna rocznica zakończenia II wojny światowej. Rok temu, 9 maja 2010 r., na apel grupy osobistości polskiego życia publicznego, zapłonęły lampki na znajdujących się na terenie Polski grobach żołnierzy Armii Czerwonej. Zaiste, pięknym gestem, wyrosłym z kultury chrześcijańskiej, zbudowanej przecież na miłosierdziu, jest postawienie światełek pamięci na grobach żołnierzy obcych armii. Także tych, które przyniosły z sobą gwałt i niewolę. Dobrze byłoby jednak byśmy, powodowani choćby więzami wspólnotowymi, przede wszystkim pamiętali o rodakach, którzy stali się ofiarami nieludzkich systemów totalitarnych XX wieku, w tym o dziesiątkach tysięcy naszych przodków, którzy w 1944 r. i później padli ofiarą terroru komunistycznego. Terroru, który zagościł u nas za przyczyną Armii Czerwonej. Pamięć o braciach naszych, którzy złożyli ofiarę z życia na ołtarzu wolności, jest bowiem jednym z najważniejszych składników materii tworzącej wielką duchową i kulturową wspólnotę, do której przynależymy, a której na imię Polska.
W czasach triumfu polityki nad faktografią pamiętajmy, że w czasie II wojny światowej Polska miała dwóch śmiertelnych wrogów: nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki, czyli państwową emanację rządów partii komunistycznej z centralą w Moskwie. Nie zapominajmy również, że celem naszych rodaków, przelewających krew na tak wielu frontach tamtej wojny, było odzyskanie przez Polskę niepodległości, utraconej we wrześniu 1939 r. w wyniku agresji niemieckiej i sowieckiej, oraz że celu tego, pomimo wielkiej ofiarności, nie osiągnęli. Z szacunku do elementarnej prawdy, a także w trosce o zdolność rozpoznawania rzeczywistości przez przyszłe pokolenia rodaków, nie mylmy klęski nazistowskich Niemiec z polskim zwycięstwem. W naszej części świata zwycięzca II wojny światowej był tylko jeden - była nim partia komunistyczna. Całkowicie przegrały natomiast takie wartości jak wolność i praworządność. Wśród największych przegranych tamtej wojny polska sprawa lokuje się w ścisłej czołówce. Z marzeniami o wolności pożegnaliśmy się na ponad czterdzieści lat. Nie dlatego, że nasi przodkowie chcieli rządów komunistów, ale dlatego, że partia komunistyczna miała w ręku narzędzie, przy użyciu którego, wobec przyzwolenia ze strony Stanów Zjednoczonych i Anglii, mogła zadecydować o losach Europy Wschodniej zgodnie z partii tej dyktatem. Tym narzędziem była Armia Czerwona. To ona była nośnikiem i gwarantem dla rządów partii komunistycznej w Polsce. To dzięki niej zapanował w naszym kraju system będący emanacją doktryny, która zanegowała cały pozytywny dorobek cywilizacji zachodniej, wyrosłej na fundamencie chrześcijaństwa.
Tę zależność - pomiędzy utrzymaniem się przy władzy, a obecnością Armii Czerwonej na naszych ziemiach - polscy komuniści rozpoznawali bardzo dobrze. Jakże trafnie ocenił sytuację Bolesław Bierut, występując 9 października 1944 r. na posiedzeniu KC PPR. Mówił wtedy:
Tow. Stalin ostrzegał nas, że w tej chwili mamy bardzo dogodną sytuację w związku z obecnością Armii Czerwonej na naszych ziemiach. - Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 razy 2 jest 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to - powiedział tow. Stalin. - Ale nie zawsze tak będzie. Wtedy was odsuną, wystrzelają jak kuropatwy [...].
Kłopotów z rozpoznaniem rzeczywistości nie miał również Władysław Gomułka, sekretarz KC PPR, kiedy na tajnym plenum kierownictwa partii, w dniach 20-21 maja 1945 r., stwierdził:
Nie jesteśmy w stanie walki z reakcją (czyli polskim podziemiem niepodległościowym i społeczeństwem, które w znakomitej większości było wrogie komunistom - przyp. autorzy listu) przeprowadzać bez Armii Czerwonej [...] Niesłusznym byłoby żądanie wycofania wojsk. Nie mielibyśmy swoich sił, aby postawić na ich miejscu.
I rzeczywiście, wojska NKWD i liniowe jednostki Armii Czerwonej rzucane były do walki z naszymi rodakami, w tym do pacyfikowania terenów objętych działalnością podziemia niepodległościowego. Najbardziej znanym przykładem takich działań pacyfikacyjnych jest obława z lata 1945 r. w Puszczy Augustowskiej, do której oprócz jednostek NKWD rzucono dwie dywizje sowieckie 3. Frontu Białoruskiego wycofywane z Prus. Efektem ich działań, wspieranych operacyjnie przez 1 „praski” pp 1 DP LWP („kościuszkowskiej”), było aresztowanie ponad 7000 osób, z których blisko 600 zaginęło bez śladu (niewątpliwie osoby te zostały zamordowane). Ofiary „obławy suwalskiej” nie mają swoich grobów. Przypomina o nich pomnik stojący w okolicach miejscowości Giby na Suwalszczyźnie. Grobów nie ma także zdecydowana większość polskich partyzantów, którzy padli w bojach z sowietami; w heroicznej próbie obrony wolności, podjętej w czasach pełnego triumfu systemu, który w całych dotychczasowych dziejach był najgroźniejszym zinstytucjonalizowanym wrogiem wolności - w każdym jej wymiarze.
W obliczu zbliżającej się rocznicy tzw. Dnia Zwycięstwa, który z polskiej perspektywy należy rozpoznawać raczej jako symboliczny koniec ówczesnych nadziei na odzyskanie niepodległości przez Polskę, wspomnijmy, idąc za wskazaniem Zbigniewa Herberta, wyrażonym w wierszu Pan Cogito o potrzebie ścisłości, braci naszych, którzy zginęli w walce z władzą nieludzką spod znaku sierpa i młota. Ogarnijmy dobrą pamięcią polskich partyzantów poległych w bojach z sowietami; tych co padli na polach Surkont (w sierpniu 1944 r.), pod Rudnikami (w styczniu 1945 r.), Rowinami (w lutym 1945 r.), Kotkami, Bodakami i w Lesie Stockim (w walkach w maju 1945 r.), Krynicą (w czerwcu 1946 r.), na polach Miodusów Pokrzywnych (w sierpniu 1945 r.), pod Kulbakami k. Grodna (w czerwcu 1948 r.) i Raczkowszczyzną k. Lidy (w maju 1949 r.), a także w innych miejscach takich walk oraz potyczek. Niech w obszarze naszej pamięci zbiorowej pojawią się ofiary przywołanej „obławy suwalskiej”, pacyfikacji wsi Kuryłówka (w maju 1945 r.), wsi Łempice (na przełomie listopada i grudnia 1945 r.), kilku wsi pod Zwoleniem (w czerwcu 1945 r.) i innych akcji pacyfikacyjnych przeprowadzonych przez sowietów na ziemiach polskich, dla zainstalowania a następnie utrwalenia na nich rządów partii komunistycznej.
Nie zapomnijmy również o innych poległych i pomordowanych żołnierzach polskiego podziemia antykomunistycznego, tzw. Żołnierzach Wyklętych, którzy stawiali opór komunistom do początku lat 50-tych ubiegłego stulecia.
Niech naszą pamięć o Nich - którą przecież, w wyrazie szacunku dla złożonej przez nich na ołtarzu wolności Ojczyzny ofiary, jesteśmy im winni - zmaterializują znicze i lampki zapalone w miejscach upamiętniających tę ofiarę. Rzadko kiedy będą to groby, bo nieludzka władza komunistyczna pozbawiła Ich prawa do godnego pochówku; częściej pomniki, obeliski czy tablice memoratywne. Lokalizację drobnej części miejsc, w których może zapłonąć symbol naszej pamięci o poległych i pomordowanych w walce o wolność z komunistami, znajdziecie Państwo w internecie na stronach: http://www.fundacjapamietamy.pl oraz http://podziemiezbrojne.blox.pl
Powtórzmy za Zbigniewem Herbertem:
jesteśmy mimo wszystko stróżami naszych braci.