Z ciekawością przeczytałem zamieszczoną na portalu wPolityce.pl relację z dyskusji, jaka odbyła się w wyemitowanym 10 listopada br. programie telewizyjnym „Jan Pospieszalski: Bliżej”. Rozmawiano w nim o Marszu Niepodległości. Szczególnie zainteresował mnie ten oto jej fragment:

Kukiz:

Jeszcze kilka tygodni temu "Gazeta Wyborcza" nazwała mnie sprzymierzeńcem spadkobierców polskich faszystów. A ja Włochem nie jestem.

Hartman:

Chodzi o szerokie znaczenie słowa faszyzm

Odpowiedź, której na celną uwagę Pawła Kukiza udzielił profesor Jan Hartman, niedawny kandydat z list SLD do Sejmu RP, wzbudziła we mnie pewną historyczną refleksję, którą chciałbym podzielić się z szanownymi czytelnikami.

Otóż, nie odnosząc tych myśli do pana profesora, wypada zauważyć, że nasze ziemie przeżywały już czasy, w których słowa faszyzm, faszyści, były używane w szerokim znaczeniu.

Sądzę, że dobrą ilustracją tego zjawiska będzie fragment pewnego listu. Ot, taka drobna, historyczna pocztówka z okazji Dnia Niepodległości,

M.p. 18. X. 1944 r.
(...) Organizacja w terenie z każdym dniem rośnie. Naród Polski tylko z nami sympatyzuje, a nieliczna garstka faszystów jest tylko garstką.(...) Pozdrawiam wszystkich kochanych towarzyszy. Bądź zdrów i żyj.
Moczar.
PS. Grzegorz! Wyłap wszystkich skurwysynów faszystów.

To urywki z listu, który Demko Mykola vel. Mieczysław Moczar skierował do Grzegorza Korczyńskiego.

Obaj ci bojowcy z szeregów komunistycznej Gwardii Ludowej, a później Armii Ludowej mieli na sumieniu wielu polskich niepodległościowców. Kiedy Moczar pisał swój list, Korczyński przebywał na terenach „wyzwolonych” przez Armię Czerwoną, w Lublinie, gdzie pełnił funkcję komendanta Milicji Obywatelskiej. Nie było tam już ani śladu Niemców. Byli za to żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, czyli „faszyści”, o których wyłapanie w swym liście Moczar apelował. Polowania na „faszystów” trwały długo, dziesiątki tysięcy z nich zabito, a jeszcze więcej uwięziono. Ostatni żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego wychodzili z komunistycznych więzień na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia!

Mieczysław Moczar, agent NKWD o pseudonimie Woron 36 był w latach 1944-1948 członkiem KC PPR, a w okresie 1945-1948 pełnił funkcję szefa WUBP w Łodzi. W 1947 r. uzyskał stopień generała. W latach sześćdziesiątych był szefem MSW.

Grzegorz Korczyński kierował w lecie 1945 r. pacyfikacjami lubelskich wiosek wspierających antykomunistyczną partyzantkę. W 1946 r. objął stanowisko wiceministra bezpieczeństwa publicznego. W tym samym roku co jego przyjaciel Moczar uzyskał stopień generała. W 1965 r. został wiceministrem obrony narodowej. Z komunistycznego wojska został usunięty po masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r.

Bez wątpienia obaj panowie mają wielkie zasługi w zwalczaniu faszystów, jeżeli przyjąć szerokie znaczenie tego pojęcia.

Łączy ich jeszcze jedno. Obaj spoczywają w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.

Grzegorz Wąsowski